Dziś żeby zobaczyć kawałek przyrody a także historii rodzice zabierają mnie do Pszczyny. Dla nas jest to podróż prawie sentymentalna bo Ligota w której mieszkamy po raz pierwszy wzmiankowana była właśnie jako Ligota Pszczyńska a wszędzie dookoła rozciągała się puszcza.
Z racji że droga nie jest długa (37km) mam nadzieję, że tata się nie zgubi. Rzeczywiście tym razem bez problemu docieramy na miejsce. Udajemy się ulicą Piastowską w stronę Rynku mijając pod drodze Muzeum Prasy Śląskiej i aptekę o wdzięcznej nazwie "Pod Murzynem".
Wchodzimy na rynek pełen kolorowych kamienic. Przy wejściu do Parku Pszczyńskiego mieści się także Ratusz i kościół ewangelicki. My jednak nie mamy czasu na oglądanie no bo plan jest sprecyzowany (i napięty) zatem Bramą Wybrańców wchodzimy do parku.
Pałac rzeczywiście jest okazały i robi wrażenie (nawet kiedy ogląda się go z wózka). Pochodzi gdzieś z początków XIV i przez ten czas zdążył wiele razy zmienić właścicieli, a ostatnimi byli członkowie rodu książęcego Hochberg.
Pałac owszem jest piękny no ale to jeszcze nie czas na zwiedzanie (może za parę lat). Dla mnie o wiele ciekawszy jest spacer po parku. No i nawet komary, które tego dnia niemiłosiernie tną moich rodziców mi nie przeszkadzają. Ścieżkami, otoczonymi drzewami i stawami pełnymi kaczek, spacerujemy po parku. Po tych stawach to nawet można sobie popływać łódką, no ale jak zwykle jestem jeszcze za mała. Oglądamy Herbaciarnię i Lodownię (gdzie przez cały rok przechowywano bloki lodów wyciętych zimą ze stawów). Niestety nawet tutaj razi obecność graffiti... Po obejrzeniu grobów rodzinnych Anhaltów (oni byli właścicielami pałacu przed Hochbergami) w końcu idziemy na długo oczekiwane spotkanie z królem puszczy.
Żubr bo o nim mowa nie żyje oczywiście na wolności ale w nowo otwartej Zagrodzie Żubrów wraz z innymi zwierzętami. Regularnie co dwie godziny, podczas pory karmienia można oglądać je naprawdę z bliska. No i co się okazało. Najmniejszy żubr jest młodszy ode mnie. Dacie wiarę?? Urodził się 8 maja także w porównaniu ze mną to jeszcze noworodek. No tylko, że on już stoi na nóżkach i chodzi, ale je dokładnie tak jak ja.
Po dniu pełnym wrażeń przyjemnie jest wrócić do domu, ale do Pszczyny na pewno jeszcze nie jeden raz zawitam.