Za oknem pada śnieg. Drogi są białe i tak naprawdę bez sanek nie da się wyjść na spacer a wózek można zostawić w domu. Jednak dziś rodzice do auta biorą nie sanki a wózek właśnie. Ciekawe, co też oni planują. Jedziemy autostradą na zachód. Tak daleko w tę stronę jeszcze nie byłam no i dlatego przysypiam. Gdy się budzę wchodzimy właśnie z rodzicami do parku, który jest biały i smutno mi że nie mam sanek, zwłaszcza, że wózek nie specjalnie porusza się po śniegu. Dochodzimy do dużego budynku przed, którym stoją dwa lwy. Lwy jak wiadomo ze śniegiem się nie kojarzą, więc jak się okazuję idealnie pasują do tego co jest w środku.
No bo w środku jest zielono i ciepło. Drzewa, krzewy i zwierzęta, które tutaj możemy zobaczyć raczej nie byłyby zadowolone na dworze. Przy szatni, gdzie zostawiamy kurtki, w dużym akwarium leniwie wyleguję się ogromny pyton. Potem wchodzimy samej palmiarni. Ogromne drzewa i roślinność z każdego zakątka świata, wodne oczka, drewniane mostki, tropikalne ptaki i egzotyczne gady to wszystko można tu znaleźć. Są nawet owoce, dostrzegamy na przykład blado pomarańczowe mandarynki. Pewnie niedojrzałe Ponieważ drzewa są naprawdę duże, można wejść na drugi poziom i wtedy poczuć się jakbyśmy byli wysoko w konarach tych olbrzymów. W ostatnim pomieszczeniu do którego docieramy stoi mnóstwo kaktusów od malutkich do wręcz gigantycznych. Na koniec jeszcze rodzice idą na lody do mieszczącej się na piętrze kafejki. Nawet mi trafia się trochę bitej śmietany. Po takim spacerze w tropikach ciężko jest znów wyjść na dwór gdzie dmie wiatr i sypie biały puch.