Do Warszawy, jedziemy i jedziemy, jestem już mocno niezadowolona, ale w końcu dojeżdżamy na miejsce a ja natychmiast idę spać. Na drugi dzień pierwszy raz jadę tramwajem. Strasznie trzęsie ale jestem twarda ślunksa dzioucha więc nie płaczę ;-). Ranek spędzamy w jakimś hotelu gdzie tata odbiera jakiś dyplom czy coś w tym rodzaju. Cała rzecz nie jest warta odnotowania ale za to podczas tej całej uroczystości ja z mamą mamy swój własny pokój dla VIP-ów. Ogromna przestrzeń do raczkowania, z czego oczywiście skwapliwie korzystam.
Po tej całej zabawie wracamy do wujka no i wychodzimy na krótki spacer po okolicy. Kolejnego dnia czyli w niedzielę idziemy do pobliskiego kościoła. Na dworze jest strasznie zimno, ale rodzice decydują się zostać na dworze, żebym przypadkiem nie płakała w środku i mogła spokojnie zasnąć. Mają pecha bo przynosi to skutek wręcz odwrotny i choć tata spaceruje ze mną dookoła kościoła to zasypiam dopiero w drodze powrotnej do domu
No a skoro o domu mowa to na nas też już czas. Pakujemy się i wracamy do Katowic. Jakaś mała ta Warszawa i w sumie nic nie zobaczyłam. I to ma być stolica Polski?