Tak więc w końcu dotarliśmy no i znowu powitał nas deszcz. Na domiar złego okazało się, że do naszych gospodarzy trzeba jeszcze dzwonić żeby przyjechali z kluczem. Na szczęście dość szybko udało nam się załatwić formalności i gdy tylko na chwilę przestało padać mogliśmy rozejrzeć się po okolicy. No to być może jest stwierdzenie trochę na wyrost ale posesja naszych gospodarzy przestawiała się imponująco i samo rozglądanie po niej zajęło trochę czasu. Długi na pół kilometra i szeroki na jakieś 200 metrów równo-przystrzyżony trawnik robi wrażenie. Do tego drewniany płotek a wszystko otoczone winnicą. Z tyłu domku miejsce na grilla, piaskownica, karuzela i huśtawki. Na środku trawnika siatka do gry w siatkówkę. Nieopodal jeszcze jeden drewniany budynek z pokojami na górze i zadaszonym grillem i salą na imprezy grupowe, z drewnianym wystrojem. Jak trzeba można też rozłożyć stół do tenisa stołowego no a jak pogoda dopisuję to jest też basenik dla dzieci. Poza tym domek stoi na odludziu także jest cicho i spokojnie a rzeczy można zostawiać na tarasie a rowery nawet przed domem i nie ma obawy żeby cokolwiek zniknęło przez noc. Jeśli ktoś chce to naprawdę można stąd się już nigdzie nie ruszać (no może do sklepu) bo widoki zarówno na okoliczne pola jak i na Puszczę Solską są naprawdę piękne. Jako, że pogoda i tak specjalnie do owego ruszania nie napawa a wszyscy jesteśmy zmęczeni po prostu kładziemy się spać.
P.S. Zdjęcia pochodzą z całego, tygodniowego pobytu w Lipowcu, bo nie miało sensu zamieszczanie odrębnych wpisów do opisania każdej zabawy lub krótkiego spaceru.